niedziela, 31 maja 2015

Część dwudziesta dziewiąta

Przyglądał się jej kiedy spoglądała przez ogromną szklaną szybę na miasto pogrążone w nocnej aurze. Pięćdziesiąte siódme piętro, jeden z najwyższych wieżowców tego miasta, w którym szybki postęp technologiczny ścierał się z historią. To tutaj skupiało się całe naukowe życie kraju, o ile nie świata. Wszystkie najważniejsze korporacje, muzea, uczelnie i banki. To wszystko było własnie tutaj. Ten piękny kraj, ta inna kultura, której nigdy wcześniej nie mogła zgłębić. To wszystko stało przed nią otworem, a ona stojąc po środku tego była po prostu martwa. Widział jej chłodne opanowanie i spokój. Nawet on, po tych wszystkich latach, nie był taki. Próbował ja zrozumieć odkąd rozpoczęli swoją wspólna podróż, ale nie potrafił. Nie pozwalała mu na poznanie swoich myśli o ile nie dotyczyły one tego nad czym pracowali. Teraz dzieliła ich ostatnia prosta przed metą. Te miesiące nie zmieniły jego życia drastycznie. Wiedział, że kiedy dzisiejszy dzień się skończy - po prostu wyjedzie. Wróci do Nowego Jorku. Wróci do swojego domu, którego nigdy nie powinien był opuszczać. Wiedział, że nie będą go szukać. Pozbyli się każdej osoby, która byłaby do tego zdolna. Reszta była tylko banda matołów wykonujących określone zadania w tej wielkiej pieniężnej machinie. Zostawi całą swoją przeszłość jakby nigdy się nie wydarzyła. Jakby nigdy nie miała miejsca. Jedyne, co będzie świadczyć o tych przeklętych latach pracy dla tych ludzi to to, że kobieta jego życia zginęła. Z jego winy, bo nie potrafił jej uratować. To własnie to będzie prześladować go do ostatnich jego dni. Nie setki żyć, które miał na sumieniu. Własnie ona - jej piękne lśniące brązowe włosy i błyszczące niebieskie oczy, w których zawsze widział swoje szczęśliwe odbicie. A potem zamykając oczy zobaczył obraz, który nęka go każdej nocy. To małe, ciemne, obrzydliwe pomieszczenie i jej drobna skurczona postać. Te potargane włosy i ta bezkresną pustkę w jej spojrzeniu. Ten bezdenny ocean nicości wypalił w jego duszy nieodwracalną dziurę, której nigdy już nie załata. Pozwolił im na zniszczenie tej kobiety, a ona wszystko to wybaczyła. Wiedział to, bo znal ją zbyt dobrze. Nie miała żalu, nie czuła nienawiści. Nie było w niej niczego. To wszystko było dla niego torturą, do której wracał za każdym razem. Musiał. To była jego pokuta za zło, które wyrządził. Teraz, razem z Kornelią mieli wyswobodzić z tego koszmaru wiele osób. Mawiają, że nie liczą się środki, których należy użyć by dopiąć celu. Zgadzał się z tym. Był pewien, że ta rudowłosa kobieta, która przed nim stalą także. Była spokojna i ten spokój był wymalowany na jej twarzy. Krystalizował się wokół niej. Spojrzał na zegarek. Za kwadrans wszystko będzie zakończone. Zerknął na krajobraz rozpościerający się za szklaną taflą. Tokio pochłonęła noc, a tysiące świateł w wieżowcach rozświetlało mrok. To nie sprawiło jednak, że na ulicach zrobi się bezpieczniej. To miasto jak każde inne miało swoje dzikie i niebezpieczne nocne życie, którego oni wszyscy byli częścią. Cala ich działalność zawsze przechodziła bez echa w mediach, a setki miliardów, które przelewały się na wszystkich kontach zawsze miały racjonalne wytłumaczenie.
- Jakim cudem? - usłyszał nagle i przeniósł swój zamyślony wzrok na mężczyznę opartego o skraj kanapy. Ręce miał związane z tylu, a plama z krwi na jego klatce piersiowej powiększała się z każdą chwilą. Kornelia odwróciła się na piecie i utkwiła w tym człowieku swoje spojrzenie.
- To było bajecznie łatwe - odparła, napawając się strachem, który paraliżował tego człowieka. - Wystarczyły tygodnie studiowania dokumentów i planów miast, a potem godziny układania planu idealnego.
- To niemożliwe - wychrypiał. Śmierć wisiała tuż nad jego głową. Celowała idealnie. Trafiła w płuco, dając mu powolną i bolesną śmierć kiedy nadmiar krwi zaczynał zalewać jego ciało. 
- Możliwe. Nikt nie spodziewał się po prostu, że ktoś niezwiązany od początku z tym bagnem sobie poradzi. Zajmowaliście się tym od lat. Skąd taki brak czujności? Po pierwszym ataku powinniście wszyscy być w pogotowiu. Tymczasem my wykańczaliśmy wasze oddziały jeden po drugim - usiadła na fotelu na wprost Japończyka w podeszłym wieku, który był na skraju pomiędzy życiem, a śmiercią. Patrzyła na niego, a on znów widział w jej spojrzeniu ta dzika satysfakcję i rozkosz, która emanowała z niej na wszystkie strony. Znał ją tak dobrze, ale teraz była większa i potężniejsza. Była u celu. Jej zemsta się dokonała. - Działaliśmy po cichu, nie wzbudzając podejrzeń. A wystarczyło tylko wysłać kogoś za nami - uśmiechnęła się ironicznie.
- Dlaczego? - wydusił z siebie niemal resztka sil. Alex był pewny, że to jego ostatnie słowa. Co chwile dusił się i wypluwał krew zalegającą w płucach, jego oddech był przyśpieszony i nierówny, a rana krwawiła coraz mocniej i mocniej.
- Dla zemsty. Kobieta owładnięta tym pragnieniem jest zdolna do wszystkiego - patrzyła prosto w jego oczy i jedynce co udało mu się jeszcze zrobić to pokręcić niedowierzająco głową, a potem przyszła śmierć. Nie była szybka, ani nie bezbolesna. Obserwował zmianę na jej twarzy i dostrzegł ją. Jej maska opadła. Teraz widział w niej przerażenie, ale i spokój. Jej plan powiódł się w stu procentach. Nic nie zawiodło. Wszystko wyszło perfekcyjnie. Podniosła się z miejsca i szybkim krokiem podeszła do niego.
- Powinniśmy się zbierać jeżeli ten ostatni raz mamy wymknąć się policji - szepnęła, a on po raz pierwszy nie słyszał w jej glosie zdecydowania i tej pewności siebie, którą miała w ciągu ostatnich czterech miesięcy.
- Powinniśmy - przytaknął i chwycił ją pod ramie. Jej nogi drżały na wysokich obcasach, które miała na sobie. Otwarł drzwi i pomógł jej przejść pomiędzy ciałami w holu. Zegar tykał, a oni wiedzieli, że huk wystrzału z broni ktoś na pewno usłyszał. Patrole pewnie były już w drodze. W pośpiechu wsiedli do windy, a ona oparła się o barierkę i zamknęła oczy. Wiedział o czym myśli - czy na pewno zatarli za sobą wszelkie ślady, ale on wiedział, że tak. Był w tym mistrzem. Musiał być, ale to już nie miało żadnego znaczenia. Usłyszeli charakterystyczny dźwięk, a chwilę później drzwi się otwarły. Zerknął na nią. Znów była chłodna i opanowana. Dumnym krokiem wysiadła i podążała do wyjścia głównym holem tego ogromnego apartamentowca. Był kilka kroków za nią do momentu, w którym znaleźli się na zewnątrz. Odwróciła się w jego stronę, a czas po prostu płynął. Spoglądał na nią w milczeniu. To było to nieme pożegnanie, bo oboje wiedzieli, że ich wspólna droga właśnie dobiegła końca. Mówią, że każdy koniec jest początkiem. Oni mieli swój początek i mają także swój koniec. Wspólnymi siłami spełnili swój plan. Teraz nadciągał nowy początek. Nowa rzeczywistość, w której ich drogi już nigdy nie miały się skrzyżować. Skinęła tylko głową, a on wiedział, że to pożegnanie. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie szybkim krokiem. Przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, a potem uśmiechnął się pod nosem. Kto by się spodziewał, że ta niepozorna kobieta będzie wstanie zabijać z zimną krwią, bez żadnych skrupułów, bez chwili zawahania. Potrafiła to. Odwrócił się dopiero wtedy, gdy całkiem zniknęła mu z pola widzenia. Włożył ręce w kieszenie swoich czarnych spodni i ruszył w przeciwna stronę pogwizdując pod nosem. Pustka była bardzo kojąca, koszmar miał zacząć się dopiero nocą. Ale kiedy on nadejdzie będzie już na pokładzie samolotu do Nowego Jorku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy