niedziela, 31 maja 2015

Epilog

Szatynka o szarych oczach szybkim krokiem szła przed siebie po brukowanej ścieżce tego wielkiego cmentarza. Niepewnie rozglądała się na boki nie chcąc przegapić odpowiedniego miejsca, w którym powinna skręcić w mała ścieżkę wijąca się wśród wielu grobów. Kilka chwil później stanęła przed śnieżnobiała marmurową płytą nagrobną, na której czarnymi literami napisano imię i nazwisko, a pod spodem dwie daty. Żadnych innych ciepłych słów. Suche fakty, o których wiedział każdy. Każdy, kto znał tą dziewczynę. Schyliła się i położyła na zimnym płaskim kamieniu wiązankę krwistoczerwonych róż, którą przyniosła tutaj ze sobą, a potem wyprostowała się niczym struna i tępym wzrokiem wpatrywała się w ogromne literki. Miała w głowie zbyt wiele myśli, których nie potrafiła pozbierać w składną całość. Tyle chciała jej powiedzieć, ale nie potrafiła. Wzięła głęboki oddech i próbowała zacząć, ale słowa grzęzły w gardle. Nigdy nie sadziła, że po roku to wciąż będzie takie trudne. 
- Powinnam się przywitać, ale tego nie zrobię - szepnęła przez zaciśnięte zęby. W oczach zbierały się lży bezsilności. Obiecała sobie, że będzie silna, ale nie potrafiła. Nigdy nie potrafiła tego przy tej dziewczynie, a teraz ona nie żyła... a ona wciąż była zbyt słaba. - Powinnam także przeprosić, że nie byłam na twoim pogrzebie, ale to byłoby zbyt wiele byś mogła oczekiwać - stwierdziła na jednym wydechu. Wszystkie wątpliwości powoli znikały, zastępowane przez gniew i żal tłumiony przez ten cały czas.
 - Coś ty sobie właściwie myślała? Mówiłam ci, byś trzymała się od niego z daleka. Nie posłuchałaś mnie, a potem tak po prostu się odsunęłaś. I za co do cholery mnie przepraszałaś? - mówiła coraz głośniej, wylewając z siebie wszystko to, czego nie dane było jej powiedzieć prosto w twarz. - Zniszczyłaś mi trzy lata życia bo wierzyłam, że jesteś moją przyjaciółką. Byłam przy tobie zawsze kiedy mnie potrzebowałaś. Wiedziałam o tobie więcej niż ktokolwiek. Byłaś dla mnie jak członek rodziny, a ty tak po prostu zniknęłaś. Mówiłam ci, że nie należy przepraszać kogoś po drugiej stronie mostu, bo nawet nie dostrzeżesz czy jest mu przykro. Nigdy mnie nie widziałaś, bo nasz most był zbyt długi, a potem go zburzyłaś. Dziękuję ci za to. Dopiero gdy odeszłaś zrozumiałam, jak bardzo się przy tobie dusiłam. Jak bardzo byłam przez ciebie zniewolona. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo nienawidziłam tego uczucia niższości. Nigdy nie traktowałaś mnie tak, jak powinnaś. Pamiętasz Ethana? - i niemal widziała jak rudowłosa krzywi się na sama wzmiankę jego imienia, a na jej bladych ustach pojawił się ironiczny uśmiech. - Wiem, że tak. Nienawidziłaś go bo zawsze za bardzo się mną interesował, a ciebie doprowadzało to do szalu, bo nienawidziłaś jak ktoś próbował naruszyć twoją własność. Od prawie dziesięciu miesięcy jesteśmy razem i powinnam ci za to podziękować, ale nie mogę. To przez ciebie otrzymałam swoje szczęście tak późno. Nie myśl sobie także, że żałuję. Nie. Twoje odejście było dla mnie jak dar z niebios, ale nigdy nie życzyłam ci śmierci. Nigdy nie chciałam byś odchodziła w taki sposób. To zawsze było twoje życie i to zawsze ty decydowałaś, a dla mnie nigdy nie było w nim miejsca. I tylko za to mogę być ci wdzięczna. Dzięki temu, że nigdy nie byłam wystarczająco dobra, dziś nie płaczę. Dzisiaj nie tęsknię, a wiesz dlaczego? Bo nigdy nie byłaś dla mnie wystarczająco bliska bym potrafiła cię pokochać. Nigdy nie pokonałyśmy tej bariery. Nie powinnaś była mnie przepraszać. Nigdy. Ta lista byłaby zbyt długa, a moje przebaczenie zbyt odległe. Jeżeli na nie liczyłaś, nigdy go nie dostaniesz. Ale mam nadzieję, że tam gdzie jesteś, jesteś szczęśliwa - poczuła coś mokrego na swoim policzku i dotknęła go dłonią. Nie wierzyła, że to mogłaby być łza... i nią nie była. Spojrzała w górę, z nieba własnie padał śnieg, który roztapiał się w zetknięciu z jej oliwkową cerą. Poprawiła granatowy szal na swojej szyi i uśmiechnęła się szeroko. Kochała zimę, a nigdy nie potrafiła się nią cieszyć bo Zdrojewska jej nienawidziła. 
- Żegnaj Kornelio. Dziękuję za to, że już cię nie ma - odwróciła się na pięcie i ostrożnie kierowała się w kierunku głównej ścieżki. Wiatr rozwiewał jej włosy, które mokły od śniegu. Pokrywał w mgnieniu oka całą ziemię, aż w końcu przykrył cienką warstwą kwiaty, które przyniosła. Ich kolor zgubił się pod puchem, jakby zmywając winy rudowłosej. Aurelia szła przed siebie zdecydowanym krokiem, a jej twarz promieniała bo była wolna od nienawiści, bólu, żalu, niezrozumienia, rozczarowania i smutku. Była wolna od przeszłości. Teraz nadeszła chwila, by wreszcie mogła być szczęśliwa. To było jej ostatnie pożegnanie. Spóźnione o kilkanaście miesięcy, ale szczere i wiedziała, że już nigdy więcej tutaj nie wróci. 

Z myślą o wszystkich ludziach, miejscach i rzeczach, które kochałam.

Obserwatorzy