Wpatrywała się w prawie pustą walizkę, która już dawno temu powinna być spakowana. Jutro wieczorem miała lecieć na weekend do Paryża, a jej przygotowania były w początkowej fazie. Odwróciła wzrok i spojrzała na krajobraz za oknem, który z każdą chwilą zmieniał się niczym w kalejdoskopie. Raz świeciło piękne słońce, a kilka minut później deszcz lał jak z cebra. Dzień chylił się już ku końcowi i za chwilę zapaść miał zmrok. Uwielbiała noc. Była tajemnicza, nieprzewidywalna i nieodgadniona. Zupełnie tak, jak ona. Kochała nocne spacery i momenty, w których mogła po prostu usiąść na balkonie pod kocem i spoglądać w gwiazdy. O czym myślała? O ludziach. O ich marzeniach i pragnieniach. Ona ich nie miała. Nie marzyła ponieważ wszystko, czego mogłaby chcieć, już dawno temu miała. Nie wierzyła w miłość i w przyjaźń. Coś takiego dla niej nie istniało, ale uwielbiała patrzeć na ludzi zakochanych. Niejednokrotnie zatrzymywała się na ulicy, by spojrzeć na starsze małżeństwo czy darzących się pierwszym uczuciem nastolatków. Ona zawsze czuła, że nie pasowała do tych ludzi. Nie spotkała jeszcze mężczyzny, którego mogłaby pokochać. Byli dla niej tylko przygodą. Zapewniali jej rozrywkę - szalone imprezy do białego rana i drogie wycieczki. Wszystko to mogłaby osiągnąć bez nich, ale to było swoistego rodzaju nowe doświadczenie. Wszędzie gdzie się nie udała, po prostu obserwowała ludzi. Chciała poznać ich pasje i lęki, ich marzenia i słabości. Musiała mieć wszystko pod kontrolą, bo taka już po prostu była. Nie znała szczerych relacji. Ona wykorzystywała ludzi tak samo, jak oni wykorzystywali ją. Każdy kogo nie spotkała na swojej drodze, zadawał się z nią tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Tylko Aurelia była inna. Nie mogła nazwać jej przyjaciółką. Nie znała definicji tego słowa. Nigdy wcześniej nie miała kogoś tak bliskiego. Znała Aurelię od liceum. Spędzały ze sobą naprawdę dużo czasu, ale wiedziała, że ich relacja jest dziwna. Przypadkiem spotkała ją kiedyś z jej najlepszą przyjaciółką. Były zupełnie inne. Były jak dwa światy, dwa przeciwstawne bieguny, a mimo to rozumiały się praktycznie bez słów. Patrzyła wtedy na nie z nieukrywaną zazdrością. Ona nigdy taka nie będzie. Nie ufała ludziom. Nie chciała do nikogo zbliżać się za bardzo, bo wiedziała, że za łatwo przywiązuje się do innych. Każdy uważał ją za rozpieszczoną i wyniosłą księżniczkę. Nie mylił się. Była taka, ale miała też drugą osobowość. Tą, która potrzebowała czyjejś bliskości, bo samotność była dla niej tym, czego najbardziej się obawiała, a zarazem pragnęła. Brakowało jej miłości rodzicielskiej. Mamy nie miała odkąd skończyła trzy lata. W jej ojcu wtedy coś pękło, coś się zmieniło. Odsunął się od niej całkowicie. Pozostawił jej wychowanie licznym nianiom. Kiedy była mała z niecierpliwością wypatrywała powrotu ojca do domu. Z biegiem lat przestała to robić. Zamieniła dziecięcą miłość w nienawiść. Nienawidziła godzin z nim spędzonych. Nienawidziła tego, że mimo całej krzywdy, której doświadczyła, w głębi serca za nim tęskniła. Jaka więc naprawdę była? Sama nie wiedziała. Czuła się zagubiona i rozdarta między swoimi dwoma osobowościami. One w niej były i nieustannie toczyły walkę. Obawiała się momentu, w którym jedna z nich zwycięży. Wiedziała która. Tylko jedna z nich miała szansę na przetrwanie. Tylko jedna z nich nadawała się do życia w tym świecie, w którym się urodziła. Tylko ona nie zostałaby zniszczona, a ona za wszelką cenę nie chciała cierpieć. Zazdrościła Aurelii. Ona była taka dobra i nieskazitelna. Jej rodzice nie byli bardzo zamożni, ale nie mogła na nic narzekać. Mieszkała w uroczym domu na obrzeżach miasta. Miała ludzi, którzy byli przy niej dlatego, że naprawdę ją lubili. Jej znajomi zadawali się z nią tylko od imprezy do imprezy. To było inne życie, którego ona nienawidziła, ale nie zmieniłaby go za nic w świecie. Miała pieniądze, które były dla niej wszystkim. Lubiła tą władzę i lubiła udowadniać każdemu, że dzięki platynowej karcie można zdobyć ludzki szacunek. Wystarczyło jedno jej słowo, jeden telefon i każda jej zachcianka została od razu spełniona. To było uczucie, którego nie była w stanie opisać. Prawda była taka, że to życie było dla niej. Była tylko malutka cząstka, która chciała je zmienić. Kornelia Zdrojewska była dziewczyną z dwiema osobowościami i tylko ta jedna trzymała ją przy jej człowieczeństwie. Gdyby jej zabrakło, stałaby się taka sama jak cała śmietanka towarzyska. Cząstka ta niestety z każdym dniem była coraz mniejsza, a ona za wszelką cenę starała się jej nie utracić do końca.
Oparła dłoń o szybę i wyostrzyła wzrok. Starała się zobaczyć jakiegokolwiek człowieka zabłąkanego w tym mieście - jej ukochanym domu. Dla niej nie było piękniejszego miejsca na ziemi niż to miasto. Było jej dumą i uwielbieniem. Po każdej podróży wracała do niego z jeszcze większą ochotą. Każda cegła, każda kostka brukowa i drzewo było przepełnione magią przeszłości, która ją pochłaniała. Znała je na pamięć. Byłaby w stanie przemierzyć je z jednego końca na drugi z zamkniętymi oczyma, bo to serce wytyczyłoby jej mapę, która prowadziłaby do celu. Spojrzała na swój złoty zegarek. Jeszcze tylko parę minut i zapadnie zmrok. To była magiczna chwila, której wyczekiwała każdego dnia - moment, w którym rozbłysną czarne latarnie. Ten moment był oczywisty, ale ją wypełniał szczęściem. Był dla niej niczym sakralny obrzęd, który celebrowała z największym oddaniem. Widziała słońce chowające się za budynkami w starej części miasta, a to uczucie lekkości w jej ciele było coraz bliższe i silniejsze. Już tylko kilkadziesiąt sekund dzieliło ją od tego wydarzenia. Przymknęła na chwilę powieki chcąc bardziej zanurzyć się w tej lekkości. Szeptem odliczała kolejne sekundy, a gdy doszła do dwóch, gwałtownie otwarła powieki. I stało się. Latarnie rozbłysły jasnym światłem, które oświetliło mrok. Dzień zniknął w ułamku sekundy i nastała noc. Noc, którą tak uwielbiała. Odwróciła się tyłem do okna, a na jej twarzy gościł błogi uśmiech. Była wewnętrznie spokojna. Walka dwóch dusz dobiegła końca. Wiedziała, że jutro znowu zacznie się od nowa, ale teraz ustała. Oba głosy zniknęły. Jej przemyślenia i rozterki już nie miały znaczenia. Poczuła miękkie futro na swojej nodze i usłyszała ciche pomiaukiwanie.
- Yoko - uśmiechnęła się delikatnie i kucnęła, by podrapać kota za uchem. Był jej oczkiem w głowie. Był największym powiernikiem jej sekretów. Wzięła go na ręce, choć było to niełatwe. Yoko był wyjątkowo dużym kocurem, nawet jak na tę rasę. Uwielbiała jego lśniące rudobiałe futerko i urocze białe skarpetki. Położyła go na łóżku i pogłaskała dłonią, po czym wyszła z pokoju. Porwała z kanapy swoją białą marynarkę i narzuciła ją na ramiona. Weszła na balkon i oparła się o barierkę. Chciała pooddychać nocnym powietrzem. Na tej wysokości było wyjątkowo czyste. Zupełnie inaczej niż na dole. Spojrzała na swój prawy nadgarstek i tatuaż, który na nim widniał - trzy czarne ptaszki w locie i wykaligrafowany napis "Never look back". Od jakiegoś czasu to było jej motto, którym się kierowała.
- Kornelia! - z wnętrza apartamentu rozległ się piskliwy głos, który już znała. Przewróciła teatralnie oczami.
- Dlaczego? - szepnęła patrząc w gwiazdy. Odwróciła się na pięcie i wróciła do salonu gdzie wpadła na zirytowaną Megan.
- Ile można na Ciebie czekać? - fuknęła oburzona - musimy porozmawiać, siadaj - wskazała jej ręką kanapę, ale Kornelia nie zamierzała posłuchać jej słów.
- O niczym nie musimy rozmawiać, Megan. Nie jesteś moją matką. Myślę, że macochą także długo nie będziesz - uśmiechnęła się z satysfakcją, kiedy dostrzegła na twarzy brązowowłosej konsternację. Usiłowała ją zamaskować, ale w tej grze to Kornelia była lepsza. Nic nie mogło się przed nią ukryć. Wystarczyło chociaż na ułamek sekundy ukazać swoje prawdziwe myśli - widziała to od razu.
- Jak śmiesz ty bezczelna dziewucho! - krzyknęła i tupnęła swoją dwudziestocentymetrową szpilką. Ona naprawdę sądziła, że wystarczy włożyć takie buty, aby mieć klasę? Od razu wiedziała, że Megan nie należy do jej świata. Próbowała się do niego wpasować, ale z marnym skutkiem. Z tym trzeba się urodzić, a ona wyglądała po prostu tandetnie. Pokręciła głową z rozbawieniem.
- Po co przyszłaś? - spytała, nalewając do kieliszka czerwonego wina.
- Masz się do nas wprowadzić - dodała bez żadnych ceregieli. Ta rozmowa miała być dla niej bułką z masłem. Miała ułożony plan. Wiedziała, co chce osiągnąć i ta smarkula była jej do tego niezmiernie potrzebna.
- Nie - upiła łyk czerwonego trunku, wciąż spoglądając w okno.
- To nie było pytanie. Już postanowiliśmy - zacisnęła dłoń na nóżce kieliszka. Miała ochotę cisnąć nim w tę idiotkę, która myślała, że dzięki niej uda jej się zatrzymać Edmunda przy sobie. Ona naprawdę sądziła, że uda się jej zaprzyjaźnić z dziewczyną? Która z poprzednich żon tego nie próbowała? Były tak żałośnie przewidywalne. Już dawno przestało ją to bawić.
- Nie zamieszkam z Tobą i ojcem - odstawiła puste szklane naczynko na blat.
- Zamieszkasz - podniosła głowę i spojrzała na mężczyznę z bólem wypisanym w jej oczach. Jak mógł? Jej własny ojciec.
- Nie - patrzyła na niego z chęcią mordu - nie jestem już dzieckiem i nie interesują mnie twoje kolejne chwilowe żonki - z jej głosu emanował spokój i chłód. Była opanowana, chociaż w środku rozpadła się na milion kawałków. Ta kobieta była dla niego ważniejsza niż własna córka.
- To nie podlega dyskusji - nienawidziła go z całych sił.
- Nienawidzę Cię - syknęła - żałuję, że to nie Ty zginąłeś w tamtym wypadku. Chciałabym mieć mamę zamiast Ciebie - stała tam, na środku pokoju spoglądając na dwójkę ludzi, którzy byli jej całkowicie obcy. Widziała swojego ojca, któremu już od dawna życzyła śmierci. W tej chwili przestała się łudzić. Jej ciche nadzieje zniknęły. Poznała prawdą, a prawda okazała się być bolesną częścią przeszłości.
- Kornelia - zaczął czarnowłosy.
- Nie mów tak do mnie. Nie jesteś moim ojcem. Nie chcę więcej widzieć Cię na oczy. Zapomnij, że kiedykolwiek miałeś córkę. Wiem, że Ci się uda. O mamie zapomniałeś. Wiesz jeszcze jak ona wyglądała? - czuła jak pod powiekami zaczynają gromadzić się łzy, czuła gulę w swoim gardle - nie martw się. Pojawię się na waszym ślubie. Wiem jak bardzo ważna jest dla Ciebie ta chwila. Nie zniósłbyś, gdyby twoje dobre imię zostało zszargane, ale wiesz co? Już dawno go nie masz. To tylko pozory - wyminęła osłupiałego ojca i udała się do swojego pokoju. Chciał ruszyć za córką, ale poczuł uścisk na ramieniu.
- Zostaw ją. Nie warto. Słyszałeś jej słowa. Pojawi się na uroczystości - spoglądał na nią swoimi piwnymi oczyma i nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Jego córka miała rację. Dał się podporządkować kobiecie, której chodziło tylko o pieniądze. Oczywistym było, że pamiętał jak wyglądała Susane. Kornelia była skórą zdjętą z matki. Miała to samo buntownicze serce i mądre błękitne oczy.
- Powinniśmy wrócić do siebie - odrzekł lodowatym tonem i ruszył w kierunku windy.
Przymierzalam sie i przymierzalam by zacząć czytac Sekrety Przyszłości. I co? Jak zaczelam czytac nie moglam sie oderwac. Jak zwykle idealne. Historia Kornelii wciagnela mnie ogromnie. (Pominę fakt, ze Kornelia to moje ulubione imię). I czekam na wiecej. Jednak na rozdziały, które Ty piszesz warto czekać .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam,
'Ellie
Komentarz miałam już przygotowany, ale że to ja zniknął w dziwnych okolicznościach..., mój pech uwielbia pojawiać się niespodziewanie.
OdpowiedzUsuńW związku z tym, pisząc pewnie zapomnę przynajmniej z połowę...
Zwykle tak jest, że czytelnicy, czytając opowiadnie, czy książkę utożsamiają się zwykle z głównym bohaterem/bohaterką.
Możliwe, że jestem dziwna ( na szczęście pewnie nie jedyna), ale ja jeśli miałabym podać postać bliższą mnie wybrałabym Aurelie. Jest bardzo do mnie podobna, no może z wyjątkiem tego, że ona potrafi powiedzieć prosto w twarz co myśli, a ja tego zrobić nie potrafie, bojąc się zraniić kogokolwiek. Nawet anjwiększego wroga.
Długo zastanawiałam się, dlaczeog Kornelia taka jest. Zimna, jakby odpychała wszystkich ludzi, pomiatając nimi. Ja takich ludzi nie lubie. Myślą, że są lepsi, bo co? Bo mają kasę? Nie, ani trochę nie są przez to lepsi.
Apropo kasy, jak już jesteśmy to wspomnę, że nie podoba mi się, że karta platynowa, kasa jest dla niej najważniejsza.
Naprawdę, gdyby miałą wybierać kasa, czy przyjaciele, czy prawdziwa rodzina - wybrałaby pieniądze?
Nie znam jej, tak jak ty ją znasz, ale myślę, że nie wybrałaby. Przynajmniej nie powinnabyła wybrać. Za pieniądze nie da kupić się wsyztskiego, co ważneijsze. Nie da się kupić tego co w życiu powinno być dla nas najważniejsze.
Wracając do Korneli i jej stosunku do ludzzi. Na początku, czytając ją (w sensie bloga, w sensie sekrety i notkę z wątkiem zakupów :) ), chyba nawet nie przesadzę jak napiszę, że krew mnie zalewała, jak ta jej kazała nosić swoje rzeczy. Jedyna osobia, która nie zadaje się z nia dla pieniędzy musiała taszczyć sitaki, zakupy i w ogóle. Czy ona zwariowała? Myślałam sobie. Jak tamta mogła się tak dawać. I jeszcze Kornelia, mówiąca jej, jak ma się ubrac bo iinaczej się z nią nie pomaże (czyt: szpilki), jak tak to cyztałam, to myślaąłm - Kurczę kim ona jest, że tak wsyztskimi rządzi, a wszyscy jej się daja i właściwie nie protestują.
Czy ona naprwde myśli, że Aurelia noigdy by jej nie zostawiął. Nawej jak traktuje ją jak służącą. I pytanie do Ciebie. Czy ona by jej naparwdę nigdy nie zostawiła? Bez względu na wszystko? Jest do niej za bardzo przywiązana? I nie potrafiłaby odejść? W sneise Aurelia. I jak czułaby się Kornelia, gdyby pzrez jej karygodne zachowanie dla niektórych, odeszła jedyna bliska jej osoba, jakby nie patrzeć.
Teraz już wiem, że ma to głębsze podłoże.
Bradzo mi smutno, że nie ma rodziny. W sensie ojciec w ogóle nie zwraca na nią uwagi, przynajmniej ja tak to odbieram. Niektórzy rodzice naprawdę nic nie rozumieją i są zaślepieni czym innym.
Czytając to myśle sobie - kurcze kim on w ogóle jest? Co on sobie myśli, że córce wystarczy dać kasę i będzie najszczęśliwsza osobą na świecie? Nie. Tak nigdy nie było i nie będzie. nawet jeśli ona by tego chiała.
OdpowiedzUsuńAż mi się łzy zakręciły, kiedy czytałam fragment, w któym było opisane jak z początku, gdy była mała czekała na ojca. Wyobraziłam sobię ją siedząca każdego dnia przy oknie i wypatrującej taty. Potzrebowaął go wtedy bardziej niż keidykolwiek, strciął już matke i nie powinna była przez to tracić ojca. Zostawianie jej z opikunkami to zwykłe tchórzostwo. czy ona naprwde nie chciał się znią widywać, ponieważ bał się rozmowy o jej mamie? Czy po prostu obstawił sobie za cel uszczęśliwianie małej poprzez pieniądze, nie wiedząc, że w taki sposón ją rani.
Nie dość, że straciła matkę to jeszcze w tym samym czasie ojca. A przecież on powienien przy niej być wspierac ją pomagać. Dla niej utrata matki była rónie bolesna, co dla niego utrata żony, a on jako ojciec powienien pomóc podnieść się, a nie jeszcze bardziej ja ''zamykać'', odwracając się od niej. Musiałą przejść długą drogę, żeby stac się tym kim teraz jest.
Teraz, cyztając to myśle sobie - jak ja na początku mogłam nie kochać tego opowiadnia? Każda rozmowa z tobą o sekretach zbliżyła mnie do tej histori i nawet nie wiem kiedy przywiązaąłm się od niej. A zdałam sobei z tego sprawę sopiero wtdy, kiedy dodałąś nową notke i sie ucieszyłam jka nienormalna. Brakowało mi tej historii, ale na szczęście zdaąłm sobie sprawę z teog czytając nowo oddany rozdział.
Żyzce wiele weny i dużo mniejszych przerw.
Pozdrawiam Madzia
P.S Pewnie mnie ukatrupisz za komentarz, bo cidziennei gadaąłm Ci o juz mam, za chwilkę dodam, a dopiero teraz się zebrałam i napisaąłm, bo tamten się usunął...
Pewnie Madło maślane, ale już nie mam siły sprawdzac. jak wróce ze szkolenia, na które jeszcze spakowana nie jestem :P, to przecyztam to i sprawdzę o cyzm jeszcze zapomniaąłm napisać. :D
Za chwilke wakacje!! Lece do Anglii i planuje wtedy pzreczytac sobei wszytskei rozdziały od początku, bo przez pzrerwy dużo pozapominałam.
Będe wracać do tego opowiadania, jak do Twojego mojego onetowskiego :D :**
Tylko tutaj na razie mam łatwo bo rozdziałow na razie tlyko siedem, a na onetowskim 22 plus prolog i epilog :D. I tam szukanie ulubionych fragmnetów zajmuję sporo czsu czasem, a jest ich mnóstwo. Mówiłam pewnie nie raz :**.
W dwóch częsciach, bo się nie zmieściło :D :**