piątek, 5 kwietnia 2013

Część szósta

Kiedy nadeszła sobota, Kornelia nie spała już od samego rana, którym w jej mniemaniu była godzina dziesiąta. Z uśmiechem na twarzy wciągnęła na siebie swoje ukochane wzorzyste leginsy i długą, olbrzymią bluzę z pandą. Na nogi wsunęła papcie w kształcie głowy takiego samego biało-czarnego misia, który zdobił jej odzież wierzchnią. Przeciągając się we wszystkie strony i ziewając, zeszła na dół.
- Już panienka wstała? - usłyszała głos starszego mężczyzny, który był jej kamerdynerem. Pracował dla jej ojca odkąd pamiętała. To z jego inicjatywy zamieszkał razem z nią.
- Tak Albercie. Co słychać u twojej żony i dzieci? - spytała, siadając do stołu.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Dziękuję, że panienka pyta - posłał jej łagodny uśmiech i postawił przed nią miskę płatków czekoladowych z mlekiem.
- Pamiętaj, że gdybyście czegoś potrzebowali, to zawsze pomogę - odrzekła i wepchnęła w usta łyżkę pełną śniadania.
- Oczywiście - przez chwilę spoglądał jeszcze na Panienkę Zdrojewską, ale po chwili odwrócił się na pięcie i odszedł dopilnować swoich obowiązków. Panienka była dzisiaj w wyjątkowo wyśmienitym humorze. Nie pamiętał już kiedy ostatnio była taka miła. Traktował ją jak swoją córkę - znał ją od dnia, w którym się urodziła. Patrzył jak dorastała i stawała się kobietą. Miał ogromny żal do jej ojca, że tak zaniedbywał swoje jedyne dziecko. On nie potrafił tego zrozumieć. Gdyby Kornelia miała prawdziwą rodzinę, pewnie byłaby zupełnie inną młodą damą. Niestety jej tata nie zapewnił jej niczego, poza pieniędzmi. Odkąd pamiętał wychowywały ją niańki. Pokręcił z rezygnacją głową i wszedł do pomieszczenia dla służby. 
Wpatrywała się w ogromne okno, za którym miasto w pełni tętniło już życiem. Słyszała jeżdżące samochody, a nawet śmiech ludzi. Miała dziś fantastyczny humor. Sama nie wiedziała dlaczego. Czyżby działały tak na nią jedne z ostatnich promieni słonecznych w tym roku? Być może. Zima zbliżała się coraz szybciej, była już prawie wyczuwalna na zewnątrz. Wrzesień był już w swojej drugiej połowie i po lecie nie zostało już praktycznie nic. Może właśnie dlatego te ciepłe promienie ogrzewające jej twarz przez szybę dawały jej tyle energii. Dokończyła swój posiłek i rzuciła się na kanapę. Porwała w dłoń pilota i włączyła telewizję. Usiadła na tapczanie po turecku i po kolei skakała po kanałach. Gdyby spojrzał na nią ktoś z boku, mógłby pomyśleć, że widzi zwykłą dziewczynę. Byłby to jeden z większych błędów jakie postronny obserwator mógłby popełnić. Kornelia Zdrojewska nie była zwyczajną nastolatką, a dni takie jak dzisiejszy, zdarzały się tylko "od święta". Ostatecznie wrzuciła jakiś kanał muzyczny i pogrążyła się w swoich rozmyślaniach. Rzadko jej się to zdarzało. Jej życie było właściwie bezproblemowe - na pozór. Każdemu wydawało się, że pieniądze załatwią każdą sprawę. Bardzo błędne myślenie. Wiele dają, ale nie zastąpią miłości rodzicielskiej, której ona nie doświadczyła. Usłyszała dzwonek windy, który oznajmiał iż ktoś przybył. Obawiała się najgorszego. Z przerażeniem w oczach spojrzała w miejsce, z której miał nadejść gość. 
- Musisz mnie tak straszyć? - syknęła, widząc Aurelię wchodzącą do salonu, ale w duchu poczuła ogromną ulgę.
- Wybacz - wzruszyła ramionami i rzuciła się na miękką sofę, tuż obok koleżanki - co oglądasz? - spytała, ale nie czekając na odpowiedź, wyrwała Kornelii pilot z ręki.
- Nic konkretnego, niepotrzebnie pytasz - prychnęła i założyła ręce na piersi.
- Dzień dobry panienko Wierzbicka. Chciałaby panienka coś do picia? - znikąd pojawił się Albert i kłaniał się przed dziewczynami.
- Nie trzeba. Ja się tym zajmę - zanim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć, Zdrojewska podniosła się z siedzenia i ruszyła do kuchni. Aurelia zerknęła pytająco na kamerdynera, ale ten tylko przewrócił oczyma w niewyjaśnionym geście. Ona także udała się do miejsca, w którym była rudowłosa. Usiadła na wysokim krześle barowym i w milczeniu wpatrywała się w plecy koleżanki. Kornelia postawiła wodę w czajniku, a do kubków wsypała po dwie łyżeczki kawy. Oparła się o blat, tyłem do szafek i przymknęła oczy. Szatynka wiedziała, że to ten moment, w którym nie należy przeszkadzać Zdrojewskiej. Parzenie kawy było dla niej rytuałem, którego nic w świecie nie mogło zakłócić - o ile oczywiście postanowiła zrobić ją samodzielnie, co raczej nie zdarzało się często. Przez kilka minut panowała między nimi cisza. Szarooka przyglądała się koleżance z nieodgadnioną miną. Kornelia celebrowała tę chwilę, jeden z niewielu momentów, w których niczego nie udawała - nawet przed samą sobą. Rudowłosa była mistrzynią gry. Robiła wszystko tak, jak chciała i nigdy nikogo nie pytała o zdanie. Zawsze wiedziała najlepiej. Wierzbicka przekrzywiła odrobinę głowę i podparła ją na ręce, a łokieć ułożyła na blacie.
- Powiesz mi kim był ten Azjata, którego spotkałyśmy parę dni temu w centrum? - zadała pytanie, które od tamtego popołudnia nie mogło jej wyjść z głowy.
- Mówiłam już. Nikim ważnym - wzruszyła ramionami i spojrzała na nią swoimi błękitnymi oczyma, które przed chwilą otwarła. Aurelia już wiedziała, że ta specyficzna aura, w której trwały jeszcze parę sekund temu, prysnęła niczym bańka mydlana. Kornelia przywdziała swoją maskę, której nigdy nie zdejmowała. Nikomu nie ufała, nawet Wierzbickiej. Wielokrotnie jej mówiła, że ludziom się nie wierzy. Zawsze kłamią i prędzej czy później wbijają nóż w plecy. 
- Nie wierzę ci, ale wiem, że opowiesz mi o nim wtedy, gdy uznasz, że to właśnie ten czas - nikle się uśmiechnęła, a Kornelia twierdząco pokiwała głową. Za to właśnie ją uwielbiała - nie drążyła tematu, kiedy niebieskooka o czymś jej nie powiedziała. Nienawidziła ludzkiej wścibskości i tego, że ktoś może wtrącać się w jej życie wtedy, gdy ona akurat nie prosi o radę.
- Masz kawę - postawiła przed koleżanką kubek z parującym napojem i zajęła miejsce na przeciwko niej. Nie było dla niej nic lepszego niż ciepła, parująca kawa z mlekiem - zapomniałam ci powiedzieć, że ten sweter i ta bluzka do siebie nie pasują - rzekła poważnym tonem i upiła łyk zbawiennego płynu z kofeiną, przy okazji świdrując Wierzbicką swoim spojrzeniem - pomieszałaś style - dodała.
- Mówiłam ci już, że masz mi nie mówić, co mam nosić - obdarzyła ją morderczym wzrokiem - a ty zawsze wyglądasz tak nienagannie? - spytała znad kubka.
- Oczywiście. Ja mam zawsze rację - wzruszyła ramionami.
- Jesteś zbyt pewna siebie - warknęła. Czuła, że wzbiera w niej nieopisane uczucie, które chciała uwolnić jak najszybciej.
- Pomyliłam się kiedyś? - spojrzała na szarooką, ale z jej strony nie nadchodziła żadna odpowiedź - no właśnie - tryumf w jej głosie był wręcz namacalny.
- To, co noszę i jak noszę, to moja sprawa - w głosie Aurelii pobrzmiewała złość.
- Dopóki się ze mną zadajesz to moja sprawa. Mówiłam ci to już. Nie znoszę sprzeciwu - dodała groźnie.
- Dlaczego do cholery to takie ważne? - krzyknęła i przypadkiem potrąciła kubek łokciem, a kawa wylała się na podłogę. W mgnieniu oka znalazła się przy nich jedna ze sprzątaczek i zaczęła wycierać rozlany napój.
- Gdybyś należała do mojego świata, zrozumiałabyś to - odrzekła spokojnie.
- Ale nigdy nie będę do niego należała - jej głos lekko się uspokoił.
- I nigdy tego nie pojmiesz. Nie zrozumiesz tego, że jestem pod ostrzałem. Zawsze muszę prezentować i zachowywać się nienagannie. Ludzie czekają na mój błąd - palcem wskazującym pokazała małej dziewczynie, ubranej w strój pokojówki, plamę na blacie i czekała aż ją zetrze. 
- Czasem Cię nienawidzę - burknęła pod nosem i zakryła usta dłońmi.
- Wiem. Ze mną trudno wytrzymać - posłała jej nikły uśmiech, odstawiła puste naczynie, zsunęła się z krzesła i skierowała się do pokoju dziennego. Usiadła na kanapie i podwinęła nogi, a Aurelia stanęła przy oknie. Uwielbiała widok na miasto, a zwłaszcza w taki piękny słoneczny dzień jak dziś. Znowu zapanowała między nimi cisza, którą przerywał tylko cichy trel ptaka na balkonowej barierce. Odwróciła się na pięcie, chociaż krajobraz był niezwykle kuszący i skupiła się na rudowłosej. Tkwiła w jednej pozycji obejmując nogi rękoma. Jej wzrok utkwiony był w przeciwległej ścianie, była nieobecna. Tak przynajmniej wydawało się Aurelii, ale to nieprawda. Kornelia doskonale wiedziała, że koleżanka ją obserwuje, ale potrzebowała chwili dla siebie. Nie trwała jednak zbyt długo - przerwał jej sygnał sms. Podniosła swój biały nowoczesny i cholernie drogi telefon, w ozdobnej obudowie pokrytej diamentami i spojrzała na wyświetlacz. Jej twarz rozjaśnił uśmiech godny najpiękniejszej księżniczki, a w oczach pojawiły się iskierki radości. Aurelia spojrzała na nią zaskoczona. 
- Kto napisał? - spytała siadając na skraju fotela.
- Christopher - odparła tonem wypranym z emocji i odłożyła telefon na stolik. Aurelia była w szoku.
- Myślałam, że dałaś sobie z nim spokój - ale ona nie popierała tej decyzji. Uważała ją za błąd.
- Bo dałam - uśmiechnęła się przebiegle.
- A więc dlaczego napisał? - wbijała w nią swoje przenikliwe spojrzenie, ale na Kornelię nic nie działało.
- Zabiera mnie w przyszły weekend do Paryża - westchnęła z udręką, zupełnie tak, jakby to było dla niej coś fascynującego.
- Jesteś głupia - stwierdziła Wierzbicka i oparła głowę na dłoni. To było dla niej zbyt wiele. Życie panny Zdrojewskiej wydawało jej się bajką, do której ona nie pasowała, i której nigdy nie pojmie. 
- Wykorzystuję daną mi szansę - znów odpisała na kolejny sms, który przyszedł przed momentem - a myślałam, że Ray sobie mnie odpuścił. Wygląda na to, że nie. Trudno - rzuciła komórkę na kanapę i podeszła do barku - chcesz drinka? - Aurelia pokiwała przecząco głową. Kornelia wlała do szklanki whiskey i dodała odrobinę soku pomarańczowego. Wróciła na sofę. 
- Dlaczego taka jesteś? - zadała ciche pytanie, które cisnęło się jej na usta.
- Jaka? 
- Taka, jak gdyby nie zależało ci na żadnym z tych mężczyzn - z twarzy Korneli w mgnieniu oka spełzł uśmiech. Przybrała maskę obojętności.
- Bo już nie zależy, przecież wiesz - upiła łyk napoju i poczuła jak po jej ciele rozlewa się wspaniała fala gorąca. 
- Ale dlaczego ich wykorzystujesz? 
- Bo taka jestem. Nie lubię związków i jak widać, aż tak im to nie przeszkadza - założyła nogę na nogę i usłyszała cichutkie pikanie. Pośpiesznie odpisała na następną wiadomość i odrzuciła w kąt małe urządzenie.
- Nigdy nie chcesz się zakochać? - nie pojmowała tego, ona sama marzyła o wielkiej i romantycznej miłości.
- Raz już byłam zakochana. Obie wiemy jak to się skończyło. Nie wiem czy wierzę w miłość, ale z nimi taki układ mi odpowiada - ciepło, które wypełniało ją od środka było niesamowicie kojące. 
- Takie właśnie są te związki? Ty bierzesz, a oni dają? - wyczuła ironię w głosie szatynki. Szarooka po raz pierwszy od bardzo dawna powiedziała, co sądzi na temat przygód koleżanki.
- To nie żaden związek. Nie lubię ich, są ograniczające, a ja wolę być wolna - odstawiła pustą szklankę na stolik. 
- Zobaczymy jak będziesz śpiewać kiedy się zakochasz - dodała z przekąsem.
- Na razie jest, jak jest i to mi odpowiada. Będę martwić się przyszłością wtedy, gdy nadejdzie.
- Oby nadeszła jak najprędzej - odparła Aurelia i spojrzała w okno, za którym słońce było coraz bliżej linii horyzontu, co oznaczało iż noc jest już blisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy