W pośpiechu wrzucała swoje ubrania do walizki. Była zła. Nie, była wściekła. Nienawidziła kiedy ktoś decydował za nią. Kiedy ktoś mówił, co ma robić i jak. Shin właśnie to czynił, a to doprowadzało ją na skraj wytrzymałości. Stał oparty o szafkę i bacznie śledził każdy jej ruch. Czuła jego wzrok na swoich plecach, a to tylko jeszcze bardziej potęgowało jej fatalne samopoczucie. Była zdenerwowana bo obawiała się powrotu do domu. Po raz pierwszy od prawie miesiąca przed jej oczami stanęła wizja zmierzenia się z tym wszystkim od czego uciekła tamtego ranka. Myślała o tym, ale to do niej nie docierało. Teraz już wiedziała, że musi stawić temu czoła. Nie była gotowa na rozmowę z własnym ojcem. Nie była na nią przygotowana, ale nigdy nie będzie.
- Powinnaś się uspokoić - usłyszała jego miękki głos, który był nad wyraz obcy. Rzadko się tak do niej zwracał, rzadko słyszała troskę w jego głosie. Najczęściej był zimny i obojętny, ale ona wiedziała, że to gra. Tego się nauczył i właśnie taki starał się być.
- Ja ci nie mówię kiedy masz mnie całować, a kiedy nie - syknęła i wepchnęła w swoją torebkę najnowszy model iPada. Odłączyła ładowarkę od gniazdka i ją także tam wrzuciła.
- Gdybyś miała mi to powiedzieć to obawiam się, że szybciej opłynąłbym ziemię dookoła - odwróciła się na pięcie i spojrzała na jego twarz. Uwielbiała gdy się uśmiechał. Powinien był to robić cały czas, ale on nie bywał rozbawiony zbyt często.
- Aż tak by ci to przeszkadzało?
- Zaznaczam tylko swoje terytorium - wzruszył ramionami - na wypadek, gdybyś o tym zapomniała - włożył ręce do kieszeni swoich szarozielonych spodni i podszedł w jej stronę.
- Bardzo łatwo o tym zapomnieć - mruknęła spoglądając w jego brązowe oczy.
- Wiem - przyznał - ale wiedziałaś, że tak już będzie. Obiecałaś, że postarasz się zrozumieć i że będziesz cierpliwa.
- Wiem - szepnęła, a on widział smutek w jej oczach. Prawda była taka, że się pomyliła. Myślała, że będzie w stanie zaakceptować to wszystko, ale ona nie była. Sądziła, że będzie w stanie kochać go mimo wszystko. I kochała, ale to zbyt mało.
- To się kiedyś skończy - uniósł jej podbródek. Chciał by wyczytała to wszystko z jego oczu. Tak, jakby słowa nie potrafiły oddać jego intencji.
- Mam nadzieję - wtuliła się w jego klatkę piersiową i zamknęła oczy. Chociaż na ten moment chciała być bezpieczna. Chciała być szczęśliwa. Objął ją mocniej, a ona przylgnęła do niego jeszcze bardziej. Głaskał dłonią jej miękkie rude włosy i po raz kolejny obiecywał sobie, że odejdzie. Że zrobi to dla niej. I zrobi, ale jeszcze nie teraz
- Powinniśmy się zbierać - odsunął ją delikatnie od siebie, a ona tylko pokiwała głową. Zrobiła głęboki wdech i przybrała na twarz swoją kamienną maskę. Błysk jej oczu zniknął, zniknął delikatny uśmiech. I widziała jak Shin robił to samo. Podała mu swoją walizkę i poprawiła dopasowaną burgundową sukienkę. Zerknęła na swoje odbicie w lustrze i narzuciła na ramiona czarną kurtkę z ozdobnym kołnierzem. Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Przeszła przez korytarz i stanęła obok bruneta, który zdążył już nacisnąć guzik. Chwilę później drzwi windy się otwarły, a oni weszli do środka. Cisza, która panowała była dusząca i przytłaczająca. Między nimi wciąż wisiały niewypowiedziane słowa. Jej pytania, które nie padły - wiedziała, że nie dostałaby odpowiedzi. Jego obietnice, których nie chciał składać - wiedział, że mógłby ich nie dotrzymać. Nie chciał jej zawieść. Nie chciał jej stracić. Nie mógł.
Kilka godzin później mknęli ulicami w czarnej limuzynie. Była zmęczona i śpiąca, ale jej głowę przepełniały setki nieprzyjemnych myśli. Im bliżej była domu, tym było gorzej. W jej gardle tkwiła jakaś dziwna gula; płuca zwolniły tempo, przez co w jej żyłach krążyło mniej tlenu i była otępiała; żołądek ścisnął się wywołując nieprzyjemne mdłości; a głowa pulsowała bólem. To była jej typowa reakcja na stres. Zawsze tak zachowywało się jej zdradzieckie ciało, które nie potrafiło poradzić sobie z buzującymi w niej uczuciami.
- O czym myślisz? - szept przy jej uchu był dla niej niezwykle kojący. Siedziała wtulona w jego ramię, a ich dłonie były splecione i tylko to było powodem, dla którego jeszcze nie uciekła.
- O Aurelii - przyznała.
- Dlaczego o niej? - nie rozumiał. Była zbyt skomplikowana. Nic w niej nie było tym, czego oczekiwał. Ale sprawiała, że nie potrafił wyrzucić jej ze swoich myśli, wciąż słyszał jej głos i czuł perfumy, których używała.
- Powinnam była zadzwonić, ale nie wiedziałam, co jej powiedzieć - westchnęła, jakby zmagała się z czymś trudnym i niezrozumiałym.
- Często o niej myślisz jak na to, że nie jest nawet twoją przyjaciółką - stwierdził.
- To czy nią jest, czy nie - dla mnie niczego nie zmienia. Jest ważną częścią mojego życia - odsunęła się kawałek i spojrzała na niego. Wiedziała, że nie rozumie. Ona sama także nie rozumiała. Przyjęła to jako coś oczywistego
- To zmienia wszystko. Dlaczego tak bardzo boisz się tego określenia? Ono wiele ułatwia - przyciągnął ją do siebie jednym ruchem. Ich wspólny czas był dla niego czymś, czego nie miał zawsze. Chciał się nim cieszyć póki mógł.
- Masz rację. To zmienia wszystko. W momencie, w którym to słowo staje między mną i kimś dla mnie ważnym, wszystko się zmienia. Nagle zaczynają się kłótnie o nic nieznaczące rzeczy i rodzi się przepaść, której nikt nie potrafi zrozumieć ani pokonać. Z czasem ten ktoś przestaje mieć znaczenie, jakby nigdy go nie miał. To słowo zmienia wszystko, ono tylko niszczy - zakończyła na jednym wydechu.
- Rozumiem.
- Nigdy sama przed sobą nie przyznam się, że ktoś jest moim przyjacielem. Zawsze będzie nim w sercu i to wystarczy - ziewnęła przeciągle i ułożyła głowę na jego barku, zamykając oczy.
- Powinnaś się zdrzemnąć jak tylko dojedziemy - pogłaskał jej miękki policzek i uśmiechnął się delikatnie.
- Powinnam - znów ziewnęła, a chwilę później już spała. Przyglądał się jej i próbował znaleźć odpowiedź na dręczące go pytania. Co ona w sobie miała takiego, że był gotowy chronić ją za wszelką cenę. Nie była jego wymarzonym ideałem, a mimo to w jego oczach była najpiękniejszym stworzeniem świata. Jej długie rude włosy; blada cera, która sprawiała, że wyglądała na chorą; delikatnie różowe, niemal sine usta i te błękitne oczy, które tak wiele w sobie skrywały. Znał to tak dobrze, a zarazem nie znał w ogóle. Była dla niego taka bliska, a zarazem odległa. Przez to czym się zajmował narażał ją na niebezpieczeństwo, a jedyne czego pragnął ze wszystkich sil to chronić ją. Delikatnie uniósł ją na rękach i wysiadł z auta. Otwarła oczy i spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie chciałem cię budzić - szepnął
- Możesz mnie już postawić - sekundę później poczuła grunt pod nogami i spoglądała na niego półprzytomnym wzrokiem.
- Dasz sobie radę? - spytał z troską.
- Tak, poradzę sobie. Nie wejdziesz na górę?
- Nie. Mam jeszcze coś do załatwienia, a ty powinnaś się wyspać - podszedł do niej, pocałował w czoło i odwrócił się na pięcie odchodząc szybkim krokiem.
~*~
Siedziała na kanapie i wystukiwała obcasem rytm o drewniany parkiet. Nadszedł dzień, w którym musiała zmierzyć się z lękami przeszłości Nerwowo zerkała na zegarek. Nienawidziła gdy ktoś się spóźniał, a zwłaszcza jej ojciec. Zapowiedziała swoją wizytę z kilkudniowym wyprzedzeniem i miała nadzieję, że chociaż ten raz będzie u siebie na czas. Przebywanie w tym domu nawet minutę dłużej aniżeli było to konieczne, nie sprawiało jej żadnej przyjemności. Czuła się tutaj obco. To już nie był jej dom.
- Kornelia - usłyszała za sobą i ścisnęła swoje kolano tak, że aż kostki wyszły jej na wierzch.
- Dzień dobry - przywitała się grzecznie, a mężczyzna zajął swoje miejsce - gdzie się podziewałaś? - spojrzała na niego wzrokiem pełnym pogardy.
- Nie udawaj. Doskonale wiesz. - Założyła nogę na nogę i odłożyła pustą filiżankę na stolik - po co chciałeś mnie widzieć?
- Jesteś moją córką - zaczął
- Przestań wzbudzać we mnie poczucie winy - prychnęła rozzłoszczona.
- O czym mówisz? - w jego piwnych oczach dostrzegła zdziwienie, a jej serce było jeszcze bardziej zimne.
- Znalazłam zdjęcie mamy. Ono wyjaśniło mi wszystko, co chciałabym wiedzieć - zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu, na którym widniała informacja o nowej wiadomości.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? Opowiedziałbym ci wszystko - mężczyzna westchnął i spuścił głowę. Wiedziała, że miała nad nim przewagę.
- Tutaj nie ma nic do opowiedzenia - z jej oczu bił chłód
- Jesteś przecież moją córką - znów chwytał się tego faktu. Jakież to było żałosne z jego strony.
- I zawsze nią będę. Tak, jak ty moim ojcem. To wszystko, co nas łączy - podniosła się z kanapy. Uważała tą rozmowę za zakończoną.
- Dokąd się wybierasz? - on także wstał.
- Wracam do domu. Nie mamy o czym rozmawiać, ojcze - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Jesteśmy rodziną. Nie mamy nikogo poza sobą - usiłował grać na jej uczuciach, ale ona już nie da się na to nabrać.
- Przestałeś być dla mnie rodziną między drugą, a trzecią żoną. Wtedy zrozumiałam że już nie mam ojca. Nie zabierałeś mnie ze sobą na wakacje, nie spędzałeś ze mną żadnych weekendów, a do szkoły wysyłałeś nianie. Nie wiesz nawet jak się czułam, gdy inne dzieci przyprowadzały swoich rodziców Ty byłeś zajęty pracą i kolejnymi kochankami. To wtedy przestaliśmy być rodziną. Będziesz moim ojcem do końca moich dni i to się nie zmieni. Będę cię zawsze kochać i to się nie zmieni. Ale nigdy, przenigdy nie mów że jesteśmy rodziną - zaszczyciła go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem i odwróciła się na pięcie.
- Kornelia - krzyknął - co ma znaczyć twoje zachowanie?
- Moje? - spytała sarkastycznie.
- Jak możesz tak do mnie mówić? - wciąż stał koło fotela i nie był zdolny się poruszyć.
- Tak się dzieje kiedy zapomina się, że dziecko to nie zabawka, tatusiu - ton jej głosu był zimny niczym lód. Czekała na jakąś reakcję, ale ta nie nastąpiła. Zabrała swoją torebkę i ruszyła do wyjścia. Czuła niesamowitą ulgę. Teraz była wolna od przeszłości. Była wolna od dręczących ją obaw.
Wiem, że możesz uznać to za śmieszne, ale najbardziej zainteresował mnie jej stój. Możesz mi go naszkicować?
OdpowiedzUsuńCo do przyjaźni - tu nie ma nic do dodania.
Wole mieć rodzeństwo.
Ania